Sean Dyche i wyspiarski Jurrasic Park
O czym był Jurrasic Park? O grupie ludzi, która zatrzymuje eksperyment szaleńca, czy o ambitnym człowieku, który chce odtworzyć wymarłe gatunki dinozaurów? I gdzie w tym wszystkim jest Sean Dyche?
(Na pewno i w filmie, i w lidze wszystko dzieje się na bardzo dziwnej wyspie).
– Antonio Conte wszedł do Chelsea, narzucił mocne treningi biegowe na 800, 400 i 200 metrów. A teraz niech ktoś przyjdzie na mój trening i zobaczy, że robi to Sean Dyche. Taka osoba powiedziałaby: to dinozaur, młody angielski trener, a już dinozaur bez pojęcia – mówił Anglik kilka lat temu.
Wiecie, ile dzieli Dyche’a od Guardioli? 161 dni, bo o tyle jest starszy Hiszpan od Anglika. W pewnym sensie dwie tak różne kariery, charaktery i postaci obecny sezon mocno splątał, a w ostatnich tygodniach – poróżnił. Co też wynikało z tego, jak różnie są postrzegani.
Gdy Dyche na początku stycznia mówił o przejęciu Evertonu przez grupę Dana Friedkina, to pierwszy wskazywał, że ocena jego pracy byłaby zasadnym pierwszym krokiem nowych właścicieli. Nie wygrywał, a w najlepszym wypadku remisował mecze, bazując na szczelnej defensywie. – Gdy jest się biznesem na tę skalę, to taka analiza powinna być jego zasadną częścią. Musimy wygrywać mecze. Nie wygraliśmy ich wystarczająco wiele, a to, bez dwóch zdań, moja odpowiedzialność – mówił.
Jego zwolnienie odbyło się w dniu meczu Pucharu Anglii, gdy w samej drużynie najmniej się tego spodziewano. Jednak doniesienia angielskich mediów sugerują, że wszystko było zaplanowane. Sam Dyche miał w rozmowach z nowym szefostwem klubu wyglądać na zrezygnowanego. Miał twierdzić, że jego metody już nie wpływają na zespół. Każdy promyk nadziei (remisy z Arsenalem, City oraz Chelsea) przesłaniał cień prawdziwej klęski (porażka z Bournemouth bez strzału celnego).
Guardiola w pewnym sensie też stracił panowanie nad swoim „efektem”, czymkolwiek chcemy, by to było. Nie widzimy po jego Manchesterze City drużyny, która jest w stanie mecze kontrolować w pełni, a jeśli już wygrywa, to bardziej na zasadzie przetrwania, nawet z takimi zespołami jak Leicester City. I ten sam Guardiola powtarza, że choć ostatnimi latami wyrobił sobie spory kredyt zaufania u szefów City, to pewnie w obliczu kolejnych niepowodzeń przyjdzie moment, gdy oni stwierdzą to, co stwierdzono u Dyche’a – że nie ma już rozwiązania na spowodowane swoimi działaniami problemy.
O ile Dyche w tym sezonie dokonał najmniejszej liczby korekt w wyjściowym składzie (28, co zresztą było jednym z zarzutów do Anglika), o tyle Guardiola musiał rotować ogromnie, ale dysponował jeszcze węższym składem (tylko 22 piłkarzy zagrało choć minutę w lidze, najniższy wynik). To ich łączy: lubią mieć krótką ławkę, ale mocno zjednoczony, doskonale znający się skład. Na początku swoich pobytów w klubach wyznaczają standardy (Dyche np. zakazuje trenowania w rękawiczkach lub kominach, narzuca kary, jak wejście do zimnej rzeki nieopodal Burnley, gdy tam pracował), a najsłabsze ogniwa odrzucają. To w jakimś sensie jest Jurrasic Park, gdzie przetrwają tylko najsilniejsze i najbardziej zdeterminowane jednostki.
To oczywiście dwa szkoleniowe światy, ale czy naprawdę powinny być tak różnie oceniane? Dyche nawet na końcu kadencji w Evertonie mówił, że „odporność na ciosy to dziwna rzecz w życiu”, ale przyjął ich sporo. – Jestem tylko opiekunem składu. Dotychczas radziłem sobie z tym wyzwaniem. Ale czy teraz zdołam wygrać więcej meczów? Czy mogę dźwignąć drużynę na wyższy poziom? Czy mogę zmienić narrację wokół Evertonu? Czy mogę przemienić to, co robimy, by pomóc zespołowi? To dla mnie największe wyzwanie – tłumaczył. Ostatecznie było ono tym jednym mostem za daleko dla Dyche’a.
To że Guardiola niemal w środku swojego chaosu przedłużył umowę w zasadzie niczego nie zmienia. Na pewno nie miało to efektu na drużynę, która dalej przegrywała, nawet nie wyglądała nawet na cień najlepszego City. Jego myśli, także te wyrażane na konferencjach prasowych, są odzwierciedleniem przemyśleń każdego trenera znajdującego się w kryzysie. Czy wierzyć we własne siły, metody działania i przekonania, czy już wdrażać plany alarmowe?
Dyche jeszcze latem był pewny swego, gdy Everton walczył z przekonaniem o potrzebie zatrudnienia trenera od stałych fragmentów. – Mówią mi to, bo jestem dinozaurem! A na serio: trenerzy w moim sztabie rozegrali około 1000 meczów, sam pewnie mam podobne doświadczenie w roli piłkarza, trenera juniorów, menedżera. Więc jeśli nie jesteśmy w stanie ustalić schematów stałych fragmentów w gronie naszych trenerów i analityków, to znak, że mamy zły sztab – mówił.
To był dotychczas najtwardszy pancerz tego dinozaura: przekonanie, że jeśli coś już robił dobrze, to przyniesie to określone efekty. Nawet na przykładzie stałych fragmentów tłumaczył, że przecież kilka lat temu nikt na tak specjalistyczne zaopiekowanie się tym elementem gry nie patrzył, choć przynosiło to niemal taki sam odsetek goli. Dlaczego więc nagle on miałby się zmieniać, by zadowolić opinię publiczną? Jego doświadczenie mówi mu coś innego. Tak samo było z przywoływanym przez samego Dyche’a jeszcze w Burnley przykładem Antonio Conte.
Mógłby przecież 53-latek powiedzieć, że skoro Guardiola nie chce się zmieniać, to dlaczego ktoś jego do tego zmusza? Co jest złego w 4-4-2, skoro teraz sporo drużyn znów broni w ten sposób? A najlepsi też czasem grają długim podaniem na napastnika? Leicester zdobyło tak mistrzostwo kraju, Nottingham Forest trzyma się ścisłej czołówki. Everton spokojnie utrzymał się pomimo kary odjęcia punktów w poprzednim sezonie. Dlaczego cały świat krzyczy na Dyche’a, by ten się zmieniał, gdy jest sam pełen przykładów, że można dać sobie radę i w jego stylu.
Oczywiście pytanie, czy to do końca jego styl. Czy można w ogóle porównać Dyche’a do Claudio Ranieriego? Nie sądzę, ich metody zarządzania ludźmi są skrajnie inne. Czy jest sens zestawiać potencjał piłkarski ofensywy Evertonu z tym, którym dysponuje obecnie Nuno Espirito Santo? Pewnie sam Dyche wymieniłby się z Portugalczykiem na każdej pozycji.
Może świadomość, że swoimi metodami i sposobem pracy wycisnął absolutnie wszystko z drużyny to największa zmiana, jaka w podejściu do pracy w karierze Dyche’a w ogóle zaszła? Jak wiele złych myśli kłębiło się w jego głowie, że do dalszej pracy nie motywował go nawet fakt, że Everton wciąż należał do najlepszych zespołów Premier League pod względem liczby odbiorów i przechwytów?
Przecież na Guardiolę to musi działać: wciąż generują szanse, wciąż potrafią wymieniać podania, jego City gdzieś się w tych duchach snujących po murawie tli. Momentami Hiszpan tak mocno podkreśla wartość swoich przemęczonych, nieobecnych piłkarzy, jakby najbardziej przekonać chciał samego siebie. U Dyche’a ten etap był ostatnim, który nowe władze odebrały jako wywieszenie białej flagi. To oczywiście także ich różni: stabilizacja (i potencjał finansowy) zaplecza.
W oryginalnym Jurrasic Park udało się „odzyskać” dla świata dinozaury, ponieważ odnalezione szczątki ich DNA udało się uzupełnić tym od współczesnych gatunków. Także dlatego miały być groźniejsze, a sytuacja wyrwała się spod kontroli właściciela parku rozrywki.
To będzie strzał z bardzo odległego dystansu, ale i taka jest prawda o dinozaurach-trenerach. Te uzupełnienia DNA to tak naprawdę elementy nowej szkoły zarządzania piłkarzami. Zmiana podejścia do jednostki, traktowania innego pokolenia, wdrażania innych elementów taktycznych, płynne zmiany systemów, zatrudnianie specjalistów w sztabie itd. Są nawet takie rzeczy, które Dyche’owi w tym względzie wychodziły, ale na większości pól spektakularnie poległ. Nie próbował, nie chciał, okopał się na swoim stanowisku.
Dlatego on nie przetrwał, a Guardioli się (pewnie) uda. Ten drugi był pierwszym do zmian, on je za sobą pociągał, nawet jeśli nie w każdym względzie od razu był do nich przekonany (np. Nicolas Jover w City nie dostał tyle możliwości, ile dał mu Mikel Arteta przy stałych fragmentach Arsenalu). Ich jeszcze w drużynie wciąż aktualnego mistrza Anglii nie widzimy, ale są bardziej niż pewne, bo nawet ostatnie wypowiedzi Pepa sugerują zmianę postrzegania sytuacji. Tak, latem 2024 roku miał przyznać, że to, jakim składem dysponuje mu wystarczy, że jeszcze kolejny sezon przetrzyma. Teraz już wie, że był spóźniony ze zmianami.
Dyche’a zastąpiła legenda Evertonu, David Moyes. Starszego o osiem lat Szkota też wielokrotnie w ostatniej dekadzie określano mianem dinozaura. Ja też miałem o nim takie wrażenie, gdy latem 2017 roku przygotowywałem się do spotkania i wywiadu z nim przy okazji Ogólnopolskiej Konferencji Trenerów. To wtedy – na kolacji przed wydarzeniem i w całym dniu zjazdu – zaskoczył mnie innym podejściem. Mówił o okazji, jaką daje mu bezrobocie, by jeździć po świecie i nie tyle nauczać, ile samemu się uczyć. Na prezentacjach i treningach siedział od początku do końca, notując najciekawsze kwestie oraz środki treningowe. Mówił chętnie o wyzwaniu jakim jest mierzenie się z innego rodzaju presją, relacjami z zawodnikami oraz ile w tym względzie dało mu do myślenia kilkanaście miesięcy w Manchesterze United. Wspominał, że nie może doczekać się, aż znów wejdzie do piłkarskiej szatni.
Jest to o tyle intrygujące, że David Moyes niespecjalnie się zmienił. Jego West Ham był po prostu ciężkostrawny w odbiorze. Wcale nie był tak odległy od Evertonu, który prowadził Dyche, pomimo wyższego budżetu, lepszych piłkarzy i doświadczeń z europejskich pucharów. Ale Moyes nie musiał zrywać brutalnie i całkowicie z łatką dinozaura, wystarczyło – jak w Jurrasic Park – zaimplementować kilka części z cech gatunków obecnie dominujących. W różnych, nie tylko taktycznych aspektach. Nie przestawał być sobą, ale wiedział też, które zmiany nie zaburzą jego sposobu pracy. Nawet jeśli ostatecznie w West Hamie uznano, że jest on niewystarczający dla ambicji klubu.
W Evertonie ma być inaczej, przynajmniej początkowo. Bardziej przyziemnie, choć sam Moyes mówi, że nie wraca po to, by walczyć o utrzymanie. Szkot sprawiał wrażenie nawet nieco zaskoczonego tym, jak szybko wrócił do pracy, ale i pełnego energii. Nie będzie mu łatwo przełożyć ją na drużynę, która jeszcze tydzień wcześniej wyglądała na pozbawioną jakiejkolwiek wiary.
A może samo to sprawi, że zmiana jednego dinozaura na drugiego przyniesie efekt: po prostu przekonanie, że może z Evertonem być inaczej. Być lepiej.
Mam dużo sympatii wobec Dyche'a. Mam nadzieję, że szybko wróci do Premier League, albo przynajmniej do Championship